UWAGA ! Linki , które znajduję się w nielicznych miejscach nie przedstawiają postaci tylko ich stroje.
Światło wpadające do pokoju obudziło mnie z błogiego snu. Leniwie się przeciągnęłam i przewróciłam na drugi bok nie mając zamiaru wstawać. Spojrzałam na wiszący zegar , który wskazywał godzinę szóstą trzydzieści. Po chwili stwierdziłam , że kiedyś wstać muszę a czym szybciej tym lepiej. Weszłam do toalety wykonać poranne czynności a następnie ubrałam na siebie wcześniej uszykowane ciuchy. Rozczesałam włosy i poszłam do kuchni zjeść śniadanie.
-Dzień dobry , Amelio – przywitałam się podchodząc do blatu gdzie uszykowana była dla mnie owsianka z mlekiem. Wzięłam łyżeczkę z szuflady i zaczęłam jeść posiłek.
-Dzień dobry. Jak się spało ? – spytała miło. Podeszłam do kanapy w salonie a ona poszła za mną.
-Dobrze , dziękuję. Strasznie nie chce mi się iść do szkoły – zaczęłam marudzić nadal przeżuwając śniadanie.
-No niestety każdy musi przez to przejść. Taka jest kolej rzeczy. Potem , kiedy jest się po studiach zazwyczaj jest się z miłością swojego serca. Idzie się do pracy a po roku – gdy masz już zapewnione stanowisko zaczynasz myśleć o założeniu rodziny. Chłopak ci się oświadcza a przed ślubem dowiadujesz się, że jesteś w ciąży – cały czas gdy mówiła uśmiechała się szczerze a ja uważnie słuchałam.
-Skąd to wiesz ? – spytałam
-Kiedyś , gdy byłam na studiach byłam zakochana po uszy , lecz Josh – bo tak się nazywał miał wypadek samochodowy w którym zginął – otworzyłam szerzej oczy . Zrobiło mi się jej szkoda. To jest cudowna kobieta i niesprawiedliwe jest to ,że taka ją spotkała tragedia. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
-Przykro mi. Ty studiowałaś medycynę , prawda ?
-Tak. Dokładniej jestem anestezjologiem - powiedziała z nutką dumy w głosie –Nawet po praktykach!-zaśmiała się
-Nie rozumiem. Czemu nie chcesz pracować w swoim zawodzie ? – spytałam zdziwiona
-Jestem z Chile i tam mam rodzinę z którą jestem bardzo pokłócona między innymi o mój zawód. Dostałam pewnego rodzaju do niego obrzydzenia. Pojechałam tu – do Los Angeles . Chciałam ułożyć sobie życie od nowa z nową rodziną. I mi się udało. Jestem szczęśliwa z wami – Przeżułam ostatnią łyżkę owsianki i odłożyłam miskę na szklany stolik. Podeszłam do Amelii i przytuliłam się do niej.
-Jesteś jak moja druga matka – powiedziałam –Tylko szkoda, że jesteś skłócona ze swoją rodziną…
Z Emily spotkałyśmy się na końcu ulicy i poszłyśmy razem do szkoły. Ja wyglądałam ‘jak zwykle bosko’ według swojej przyjaciółki , która zawsze mnie podziwiała , że potrafię wygrzebać takie cuda z lumpeksów. Weszłyśmy do zatłoczonej szkoły. Ludzie przepychali się między sobą biegnąc nie wiadomo gdzie. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra. Uśmiechnęłam się czują zapach znanych mi perfum. Był to mój były chłopak – lecz mój teraźniejszy przyjaciel.
Odwróciłam się do niego przytulając go mocno.
-Calvin ! – ucałowałam jego policzek. Vinny ( bo tak go nazywam ) miał zawsze piękny zapach perfum i był naprawdę przystojny!
-Co u ciebie pchełko ? – spytał na co Emily walnęła go w ramię
-No super ! Ze mną się nawet nie przywitasz ?! – odezwała się z pretensją na co ja zaczęłam się śmiać. Nawet nie wiem dlaczego.
-Przepraszam cię moja … moja… Ptaszyno ! – chłopak o ciemnych lekko kręconych blond włosach stanął pomiędzy nami i objął nas obie. Ogólnie Calvin był wysoki , wysportowany i opalony. Wiele dziewczyn w szkole mogła sobie tylko pomarzyć o takich facecie.
-No ! – zaśmiała się i ucałowała jego policzek
-Co macie pierwsze ? – spytał
-Godzinę wychowawczą. A ty ? – powiedziałyśmy równo
-Ha ha ha. A ja mam trening – odezwał się zadowolony. Obie walnęłyśmy go w ramie na co on się od nas odsunął.
-Ała ! To boli ! – powiedział przestraszony jak malutkie dziecko po czym widząc nasze spojrzenie zaczął się śmiać –Dobra. Ja lecę bo jak się spóźnię dostanę taki wycisk , że się już nigdy nie spotkamy –stwierdził po czym się z nami pożegnał. Nagle zobaczyłam jak Em traci równowagę. Przestraszona szybko ją łapię ale pod wpływem jej ciężaru o mało co obie spadłybyśmy na ziemię, gdyby nie pewna osoba. Spojrzałam na naszego wybawcę , który okazał się bratem Charlesa . Dwumetrowy przystojny chłopak – Erick wziął na ręce nieprzytomną Emily.
-O Mój Boże – odsapnęłam – Dziękuję – powiedziałam do niego po czym szybko powiedziałam o zaniesieniu mojej przyjaciółki do pielęgniarki. On od razu zaczął szybkim krokiem iść w stronę gabinetu będąc zarazem zdenerwowany – co bardzo mnie dziwiło.
-Akurat szedłem do was by skrytykować twoją przyjaciółeczkę – skwitował. Podniosłam oczy ku niebu.
-Em jest nieprzytomna a ty mówisz mi takie rzeczy – kiedy byliśmy u pielęgniarki szybko przedstawiłam kobiecie co się stało. Ta zrobiła jej zimny okład i położyła Emily na czoło zimny ręcznik.
-Może jest w ciąży ? – spytała spoglądając na mnie.
-Nie . Powiedziała by mi – powiedziałam i odwróciłam się do tyłu słysząc kaszel chłopaka. Spojrzałam się na niego dziwnie po czym wyparował z pomieszczenia.
-Dobra to było dziwne – pomyślałam głośno . Nagle usłyszałam dzwonek .
-Idź na lekcje a ja zadzwonię do jej rodziców – powiedziała starsza kobieta w białym fartuchu na co ja zaprzeczyłam głową
-Nie zostawię jej samej , przepraszam
-Veronico . Myślę , że nie będziemy dyskutować na ten temat. Proszę wracać na lekcje.
Zrobiłam do niej złośliwą minę i podeszłam do mojej przyjaciółki całując ją w policzek.
-Do zobaczenia E – pożegnałam się i wyszłam z gabinetu idąc do klasy , która znajdowała się dwie minuty dalej. Kiedy byłam na miejscu otworzyłam drzwi i weszłam do klasy widząc moją wychowawczynię.
-Spóźnienie – pokazała na mnie ołówkiem
-Byłam z Emily u pielęgniarki. Jest nieprzytomna – odezwałam się sucho i usiadłam na miejscu.
-Jestem pewna , że nic jej nie będzie . Zanim przyszłaś mówiłam klasie o zebraniu. Chciała bym by ktoś z twoich rodziców na nim był – podniosłam głowę zszokowana nie wiedząc co powiedzieć. Rodzice nigdy nie chodzili na zebrania bo od razu ktoś by ich rozpoznał a ja bym tego nie przeżyła.
-Oni nie mają czasu – powiedziałam szybko po chwili stwierdzając , że jest to zbyt oklepane.
-Jesteś ich córką i chodzisz do szkoły a ich obowiązkiem jest chodzenie na zebrania. Poza tym widziałam każdego rodzica z tej klasy tylko nie twojego.
Spuściłam głowę chcą by się ode mnie po prostu odwaliła . Zastanawiałam się co się dzieje z Em. Co jeśli się jeszcze nie obudziła ? A może faktycznie jest w ciąży lub niezdrowo się odchudzała. W mojej głowie zaczęły pojawiać się wszelkie czarne myśli. Co jedna to gorsza.
-Voronica ! Mówię do ciebie a ty mnie wciąż nie słuchasz ! – podniosła głos. Wyprowadziło mnie to z równowagi więc bezczelnie wstałam z krzesła i również podniosłam głos.
-Pańska uczennica leży nieprzytomna u pielęgniarki a pani nawet się nie przejęła ! I proszę uwierzyć mi na słowo , nauczyciel , który mnie nie lubił a bardzo chciał poznać moich rodziców stracił pracę na drugi dzień – wyszłam trzaskając drzwiami. Usłyszałam jak nauczycielka uspakaja klasę , która jest pełna podziwu. Ja po chwili przekalkulowałam sobie co powiedziałam i chwyciłam się za głowę. Było to strasznie nieodpowiedzialne , wyśle mnie do dyrektora bo przecież jej groziłam ! Serce przyśpieszyło swoje bicie . Pobiegłam do gabinetu po chwili byłam już w środku. Gdy zobaczyłam Emily , która wymiotuje krwią nogi mi się ugięły.
-Em – zaszlochałam i podbiegłam do niej .
-Pogotowie już jedzie. Emily nie ruszaj się – powiedziała kobieta . Widziałam jak Sturstad łza poleciała po policzku więc szybko ją otarłam.
-Wszystko będzie dobrze , obiecuję – szepnęłam a E znów zamknęła oczy . Otrząsnęłam ją lecz to nic nie dało. Nastolatka była blada jak ściana w dodatku umazana krwią. Nagle usłyszałam syrenę karetki , która znalazła się pod szkołą. Po chwili weszli do pomieszczenie przekładając Em na nosze i pytając się co dokładnie się stało. Pielęgniarka wytłumaczyła wszystko a oni wyszli a raczej wybiegli w trójkę mocno trzymając nosze. Szybko wyszłam za nimi widząc że cała szkoła wyszła ze swoich klas.
Zobaczyłam też dyrektora . Przystojnego trzydziestopięciolatka , który był moim ojcem chrzestnym a zarazem młodszym bratem mojego taty. To właśnie dzięki niemu przez wszystkie lata udawało mi się chować w tłumie. Poza tym jest zawsze przy mnie gdy rodzice wyjeżdżają gdzieś daleko np. do Indii co zdarzało się im bardzo dużo razy. Przychodził do mnie do domu i mówił , że mam trzy minuty na spakowanie walizki bo inaczej kogoś tu przyśle i będzie mi szperał po szafie. Zawsze to na mnie działało i jak torpeda biegałam po domu a on śmiał się ze mnie dosłownie turlając na podłodze za co z reguły dostawał poduszką po twarzy.
-Czy będę mogła jechać z wami ? – spytałam lekarza z pogotowia.
-Jest pani kimś z rodziny ? – kiwnęłam głową na nie. Byliśmy już przed karetką
-To bardzo mi przykro , ale nie – mówił zamykając drzwi . Walnęłam je pięścią po czym samochód odjechał na sygnale. Wszyscy uczniowie zebrali się przed szkołą usta zasłaniając dłońmi. Podbiegł do mnie mój wujek –Richard .
-Zawieź mnie tam , proszę – mówiłam błagając. Ten szybko dał mi kluczyki od swojego samochodu.
-Wejdź już a ja tylko pobiegnę po dokumenty – powiedział i pobiegł z powrotem do szkoły. Ruszyłam w stronę samochodu widząc wielkie zdziwienie i zmieszanie na twarzach uczniów. Nagle poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam panią Willet – wychowawczynię
-Nigdzie nie pojedziesz sama – powiedziała
-Będzie ze mną PAN Richard – mówiłam akcentując słowo ‘pan’
Zobaczyłam , że mój wujek biegnie do nas.
-Panie dyrektorze proszę powiedzieć tej uczennicy by wróciła do klasy , lub bym ja – jej wychowawca mogła jechać razem z panem – pisnęła
Weszłam do samochodu kompletnie ją ignorując na co ta się oburzyła.
-Wracajcie do klas !!! – głośno krzykną do uczniów –A panią proszę o odstawienie uczniów do klas. Do widzenia - wsiadł do swojego Mercedesa i ruszył.
-Ronnie spokojnie. Powiedz mi tylko co się stało – odezwał się kiedy ja szlochałam i pociągałam nosem na przemian.
-Emily zemdlała i wymiotowała krwią. Widziałam coś takiego w telewizji i nie było happy endu – poskarżyłam się. Ten objął mnie ręką , bo akurat było czerwone światło i przytulił delikatnie. Był dl mnie jak drugi ojciec.
-Wszystko będzie dobrze. Nie bój się . Emly zaraz wróci do szkoły – uśmiechnął się po czym mnie puścił i ruszył po pojawieniu się zielonego światła.
Po pięciu minutach byliśmy już w szpitalu . Pobiegłam do recepcji i spytałam się gdzie mogę znaleźć moją przyjaciółkę.
-Ma robione badania , ale pielęgniarki przygotowują dla niej salę 312 – powiedziała miło i wróciła do poprzednich zajęć. Podziękowałam i pobiegłam w stronę windy. Mój wujek niestety musiał wracać do pracy ale kazał mi dzwonić jeśli czegoś się dowiem o stanie zdrowia Em. Winda się otworzyła więc weszłam do niej jadąc na piętro trzecie. Po chwili byłam na miejscu widząc znane mi twarze załamanych rodziców Emily. Przywitałam się z nimi grzecznie.
-Czy… Czy coś już wiadomo ? –spytałam a pani Margaret kiwnęła głową na nie. Zjechałam przy ścianie na ziemię i skuliłam się załamana. Po godzinie żadnych informacji zasnęłam. Otworzyłam oczy widząc , że jestem okryta kocem a na korytarzu nie ma rodziców E. Szybko wstałam i zapukałam do Sali 312. Usłyszałam ‘proszę’ ze strony pana Jerrego . Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam jak Emily płacze wraz ze swoją mamą. Jej ojciec starał się być silny ale było widać jak łzy stają w jego oczach. Stanęłam wryta bojąc się usłyszeć opinii lekarskiej na temat jej stanu zdrowia. Po minucie stanie podeszłam do dziewczyny i mocno ją przytuliłam.
-Mam białaczkę – usłyszałam jej szept. Zesztywniałam a z moich oczu wyleciały jeszcze gęstsze łzy. Mocno ją przytuliłam czując jak mokra staje się moja sukienka.
-Ci… - również szepnęłam –wyjdziesz z tego – dodałam na co ona kiwnęła głową na nie.
-To jest bardzo rzadki rodzaj raka. Wyleczenie go kosztuje prawie milion dolarów… - powiedziała załamana nadal głośno sapiąc.
-Zdobędziemy te pieniądze. Choćby nie wiem co – powiedziała twardo jej mama po czym jej mąż ją poparł.
-Jak ? To są wielkie pieniądze. W rodzinie nie mamy żadnej osoby która śpi na dolarach. Zapracujecie się . Nie pozwolę wam na to. Poza tym jest za mało czasu. Umrę taka jest prawda – mówiła ze słowa na słowo coraz bardziej i głośniej płacząc na co jej mama wybiegła z Sali a za nią jej mąż.
-Nie pozwolę ci umrzeć – mówiłam łkając
-Takie mdlenia , wymiotowanie krwią , duszności, wypadanie włosów , brak senności … Jest to ze mną od roku ,ale nigdy nie myślałam , że to coś poważnego. Mam to co chciałam- stwierdziła po czym chciało kontynuować , ale ja jej przerwałam
-Przestań! Wrócisz do normalnego życia i wszystko będzie dobrze…
-Lekarz dał mi miesiąc ! Najwyżej półtora – mówiła głośno płacząc niepohamowanie a ja razem z nią.
-Nie pozwolę ci – powiedziałam przez zęby. Po chwili uciszyłyśmy się a ja znowu usiadłam na podłodze.
-Boje się … Boje się tego jak tam jest – powiedziała cicho –Nie chcę was zostawiać. Moi rodzice tego nie wytrzymają… - wstałam i wyszłam na korytarz . Miałam wrażenie , że moje uszy nie chciały tego słuchać. Przeszłam korytarzem szukając drzwi z napisem ORDYNATOR. Po chwili znalazłam je i bez pukania weszłam do środka.
-Dzień dobry – przywitał się a ja skinęłam głową i usiadłam na fotelu przed jego biurkiem.
-Ja w sprawie Emily Sturstad.
-Ah . Bardzo mi przykro – mówił lecz ja mu przerwałam
-Ile dokładnie kosztuje leczenie ? – spytałam. Mówiłam bardzo niegrzecznie , lecz byłam taka zestresowana ,że nie mogłam mówić innym tonem.
-Siedemset tysięcy dolarów – powiedział ciszej. Kiedyś mój tata założył osobne konto na którym było dwa miliony dolarów na różne awaryjne sytuacje jak na przykład porwanie moich rodziców. Głupie ale wszystko może się zdarzyć tym bardziej że u różnych mafii mój tata jest na czarnej liście.
-Gdzie można wpłacić pieniądze ? - Spytałam a oczy lekarza wyszły z orbit. Na początku nic nie mógł powiedzieć , ale potem się opamiętał.
-Skąd pani może mieć takie pieniądze ? To bardzo hojny gest , lecz nie wiem czy suma nie jest kradziona.
-Panie doktorze . Nazywam się Veronica Brin i jestem córką Christophera Brina. Proszę mi powiedzieć gdzie mogę wpłacić pieniądze - wstałam kierując się do wyjścia
-Poziom -1 – powiedział w lekkim szoku. Już chciałam wychodzić lecz cofnęłam się .
-Niech pan nic nie mówi Emily ani jej rodzicom. Oni nie znają mojej prawdziwej tożsamości. A jeśli chodzi o wpłacenie pieniędzy to też ‘ nie byłam ja’ tylko anonim
-Dobrze , robi pani coś wspaniałego – naprawdę – przyznał a ja kiwnęłam głową . Przeniosłam swój wzrok na okno. Było ciemno samochody nie jeździły .
-Przepraszam . Która godzina ?
-Po 12 w nocy – odczytał z zegarka – wyszczerzyłam oczy podziękowałam i wyszłam . Wyjęłam komórkę z kieszeni i weszłam do windy wciskając guzik -1 po czym zadzwoniłam do Amelii.
Pierwszy sygnał , drugi …
-Panno Veronico ! – usłyszałam jej spanikowany głos – Dzwoniłam z piętnaście razy !
-Tak wiem . Przepraszam ,ale Emily jest w szpitalu . Ma białaczkę – powiedziałam ocierając łzę. Po drugiej stronie odpowiedziała mi cisza –Amelio ?
-Tak , tak jestem. Nie wiem co powiedzieć…
-Ma jakąś rzadką odmianę raka. Normalnie… przeżyła by miesiąc bo leczenie jest bardzo , bardzo drogie a jej rodziców nie stać . Dlatego zaraz wpłacę potrzebną sumę – skończyłam będąc już na miejscu – Przepraszam ale muszę kończyć. Nie czekaj na mnie. Pa – pożegnałam się z nią i włożyłam telefon z powrotem do torebki .
Znajdywałam się bardzo dużej Sali. Przypominało to wejście do nowego laboratorium. Po przeczytaniu kartki okazało się że faktycznie jest to laboratorium. Podeszłam do pewniej pielęgniarki i spytałam się gdzie mogę tu zapłacić za leczenie. Ta wskazała mi drzwi przez które po chwili weszłam.
-Dobry wieczór . Ja chciałam wpłacić pieniądze na chemioterapię – powiedziałam i podeszłam do eleganckiej kobiety która siedziała za biurkiem.
-Dobrze . Kogo ?- spytała
- Emily Sturstad – kobieta wyszukała coś w komputerze po czym zwróciła się do mnie
-Przelew kartą ?
-Tak
-Jest pani pełnoletnim właścicielem konta ? - skrzywiłam się
-W takim razie przykro mi ale nie można wpłacić sumy. Proponuję zadzwonić do prawowitego właściciela – zaproponowała – zasięg jest tylko w tym pomieszczeniu – kiwnęłam głową i drugi raz wyjęłam telefon wybierając numer mojego taty.
-Halo ? – odezwał się
-Tatku , cześć. Mam nadzieję ,że cię nie obudziłam …
-Nie skarbie. Jesteśmy u ciebie . Amelia powiedziała nam co się stało a ja wiedziałem że i tak zadzwonisz więc właśnie się ubieram i będę wyjeżdżał – ucieszyłam się a na moją twarz wszedł uśmiech
-Tato , kocham cię nawet nie wiesz jak się cieszę .
Piętnaście minut później mój tato był obok mnie wypełniając jakieś formularze .
-To bardzo szlachetne z twojej strony wiesz ? – odezwał się do mnie z dumą w głosie
-E to moja najlepsza przyjaciółka , nie pozwoliła bym jej umrzeć – zwróciłam się do niego po czym odwróciłam głowę w stronę kobiety
-Prosiła bym by dane wpłacającego były nie znane
Ta spojrzała na mnie w szoku .
-Oczywiście – przytaknęła.
Kiedy wszystko było załatwione wyszliśmy na parter.
-Chodź do domu , jutro tu przyjedziesz kotku , dobrze ?
-Dobrze – uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę drzwi wyjściowych.
-Veronico ! – usłyszałam wołanie pani Margaret
-Tato idź gdzieś – szepnęłam do niego po czym ja się zatrzymałam a on jak gdyby nigdy nic poszedł dalej.
-Niech pan też się zatrzyma ! – zawołała znowu
No to wpadłam. Mój tata ze śmieszną miną odwrócił się
-Wpadka – zanucił
-Słyszeliśmy jak byłaś u ordynatora – powiedział pan Jerry a ja kiwnęłam głową
-To bardzo szlachetne z twojej i pana strony . Nie mamy funduszy by zapewnić córce leczenie. Obiecujemy , że oddamy – zapewniła jej matka a mój ojciec podniósł dłoń tak jak by chciał przybić komuś piątkę.
-Córka zapłaciła ze swojego konta , ja musiałem tylko zatwierdzić. Nie znam Emily ale wiem że dziewczynki się przyjaźnią a skoro tak jest nie chcę by coś złego stało się jej przyjaciołom – powiedział mój tata a ja się uśmiechnęłam
-Bardzo proszę państwa o to by nikt nie dowiedział się o mojej prawdziwej tożsamości. Pracowałam na normalne życie przez długi czas i…
-Spokojnie nikt się nie dowie . Nawet Emily . Będzie ona jutro przewieziona na Florydę do szpitala gdzie będzie leczona. Boże , nie wiem już jak mamy dziękować – oczy pani Margaret zaszkliły się.
-Teraz pozostaje nam się modlić o zdrowie Em – powiedziałam i pożegnałam się z państwem.
Godzinę później leżałam w łóżku modląc się o zdrowie dla mojej przyjaciółki.
Sam rozdział ma 2 990 wyrazów czyli 5 stron A4 w Wordzie . Jestem z tego dumna. Cieszę się również że znalazły się osoby , które czytają mojego nowego bloga. Mam nadzieję , że zaskoczyłam przebiegiem akcji.
Zapraszam na www.bright--lights.blogspot.com czyli different-things pod nowym adresem .
Xoxo WerkQ
aaaa, kobieto jakie ty masz wspaniałe pomysły. Aż się rozkleiłam jak to czytałam :)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś! Ygh... Kolejny raz ryczę czytając Twojego bloga. To wszystko jest takie niesamowite! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że E nic się nie stanie ;*
Czekam na nn <3
Selcia<3
szkoda mi Em, ale mam nadzieję że z tego wyjdzie. pisz szybko nn na tym albo na different :*
OdpowiedzUsuńJest NIESAMOWITY! Czytałam z wielką ciekawością, dawno nie spotkałam tak idealnego 1 rozdziału, jesteś świetna;* Czekam na 2 i jestem stała czytelniczką informuj koniecznie<3
OdpowiedzUsuń