wtorek, 19 marca 2013

Rozdział trzeci


Kiwnęłam głową nie mogąc uwierzyć co właśnie widziałam. Torba , która przed sekundą spadła mi na ziemię podnosiła Amelia , również będąc zła na nową obsługę. Miałam ochotę do nich podejść i kazać wracać do LA , lecz wtedy dostało by mi się za złe zachowanie. Podeszłam do nich ‘chcąc się z nimi przywiać’ lecz Amelia szła za mną jak cień. Odwróciłam się do niej.
-Przy moim siedzeniu został mój Ipad – powiedziałam surowo a ona zrezygnowana wróciła się w stronę helikoptera.
-Co wy tu do cholery robicie ?! - krzyknęłam szeptem , tak by nikt nie słyszał. Najpierw spojrzałam się na Charlesa , który był równie zszokowany i zmieszany co  jego brat i ja. Wziął głęboki oddech i już chciał coś powiedzieć lecz szybko podniosłam otwartą dłoń ku górze. – Albo wiecie co ? Nie chcę tego wiedzieć. Nie znamy się. A teraz podajcie mi ręce bo rodzice patrzą. Chłopacy z otwartymi buziami podali razem dwie dłonie w moją stronę. Po kolei je uścisnęłam i odeszłam w stronę rodziców.
-Od kiedy to zatrudniasz mężczyzn do prac domowych ? – spytałam się mojego taty zakładając rękę na rękę. 
-Margaret zadzwoniła do mnie. Prosiła mnie o pracę dla tych braci. Podobno są po uszy zadłużeni  a rodzice nie pracują – Zszokowana kiwnęłam głową na słowa taty. Są w sytuacji zupełnie odwróconej od mojej. –Idźmy do domu – powiedział.


Jedząc kolacje podawaną przez Ericka myślałam o tej całej zaistniałej sytuacji. Co jeśli się wygadają? Wtedy będzie po mnie. Westchnęłam. Nagle tata nie wiadomo skąd wyją dzwonek podobny do tego co ma św. Mikołaj i zaczął nim dzwonić. Przyszła Angie z chłopakami a ja wstałam wyrywając z dłoni mojego ojca dzwonek.
-Cholera tato , zaraz pękną nam wszystkim bębenki słuchowe – zwróciłam mu uwagę . Ten spojrzał na mnie kiwając palcem.
-Czas na kalambury  ! – krzyknął . Parsknęłam śmiechem , Angela podskoczyła , Charles i Erick nie wiedzieli co ze sobą zrobić a mama pocierała dłonie nie mogąc się doczekać – Ver ! Ty pierwsza a wy siadajcie ! – zwrócił się do obsługi. -Ja jestem z mamą, Amelią i Erickiem , a ty Ver będziesz z Angelą i Charlesem- powiedział mój tata  a ja skrzywiłam się
-Nie obraź się ale graliśmy w to całą drogę – zauważyłam biorąc do ręki kieliszek w winem –Przepraszam was ale idę się położyć  - powiedziałam i wstałam z miejsca biorąc ze stolika obok mój telefon . Następnie pobiegłam schodami na piętro. Otworzyłam drzwi do pokoju. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na łóżko . Jutro rozpoczyna się sezon narciarski , tata leci do Niemiec na spotkanie biznesowe , ale także przyjeżdża mój brat Ethan ze swoją dziewczyną. No przynajmniej tak mówił pół roku temu. Ostatnio kiedy z nim rozmawiałam przez telefon był na Florydzie ze swoją nową dziewczyną. Bardzo chciałabym ją poznać. W pewnym momencie usłyszałam stukanie do drzwi.
-Proszę powiedziałam cicho przytulając się do świeżej kłody – Do pokoju wszedł Erick z moją walizką. Nic nie mówiąc postawił ją przy drzwiach i odszedł. Ja podeszłam do mojej wielkiej szafy i wyciągnęłam z niej pidżamę .
Niedługo potem spałam w  moim łóżku.


Rano obudził mnie hałas lądującego helikoptera , który zawiezie mojego tatę na lotnisko. Spojrzałam na zegarek w komórce. Była godzina dziesiąta. Wstałam z łóżka kierując się do garderoby. Wyjęłam z niej bieliznę , legginsy , spodnie narciarskie w kolorze ugru , czarny golf oraz kurtkę narciarską w kolorze jasnego brązu. Ubrałam się trzymając kurtkę w rękach i zeszłam na śniadanie. Pachniało przepięknie , bo ciastem z piekarnika. Weszłam do kuchni widząc Amelię , która właśnie pod nos podstawiła mi talerz z dwiema kanapkami chrupkiego pieczywa z plasterkiem łososia i łyżeczką kawioru.
-Amelio , kocham cię . Dziś właśnie na to miałam ochotę – uśmiechnęłam się . Zauważyłam też , że w kuchni stoją jeszcze bracia i Angela.
-Idziecie dziś na stok ? – spytałam a Angela kiwnęła głową na nie.
-Dziś mi się nie chce , wolę posiedzieć i pograć w Xbox – zaśmiała się a ja kiwnęłam głową , że  rozumiem
-A wy ? – spytałam chłopaków. Oni dość zmieszani , że się do nich odezwałam powiedzieli , że mają zamiar iść.
-Powiedźcie w kasie , że jesteście od nas i pokażcie im to – wyjęłam z szafki dwa małe identyfikatory Wzięłam z szafki długopis i podpisałam je imieniem i nazwiskiem chłopaków – Trzymajcie. Pokazując to macie darmowy sprzęt na snowboard i narty  - powiedziałam i przekazałam im ich ‘prezenty’ .
-Dzięki – odpowiedzieli . Dojadłam jeszcze pieczywo i poszłam do przedpokoju ubrać buty na snowboard i kurtkę.
-Amelio , gdzie jest mama ? – spytałam
-Godzinę temu poszła jeździć na nartach – odpowiedziała – A ja do panienki dołączę gdy tylko się przebiorę  - dodała.
-Dobrze – ubrałam się i wyszłam przed dom biorąc moją deskę. Następnie obeszłam cały ogród i byłam już na stoku , który należy do moich rodziców. Ma on 10 km. Dł. Więc całkiem pokaźna suma. Można się najeździć. Mój dom stał na samej górze , dlatego zawsze podatuje po nas helikopter bo w Okół jest stok . Przypięłam stopy do mojej ciemnobrązowej deski i zaczęłam zjeżdżać. Potrafiłam już jeździć od szóstego roku życia , więc nie miałam z tym problemu. Przed sobą zobaczyłam wysoką górkę do skoków więc rozpędzona na nią wjechałam i skoczyłam robiąc obrót w powietrzu. Kiedy byłam już na ziemi jechałam dalej co jakiś czas gdzieś wjeżdżając lub skacząc z takich dodatkowych górek. Na nartach również potrafiłam jeździć , lecz moją miłością była jedna deska a nie dwie. Po dziesięciu minutach byłam już na dole widząc bardzo długą kolejkę ludzi. Odpięłam jedną nogę i jechałam jak na hulajnodze omijając całą kolejkę. Parę osób krzyczało na mnie lecz ja to ignorowałam i przy płotkach , które otwierały się na chipy  ja przejechałam pod spodem. Widząc to podszedł do mnie strażnik , lecz ja się przedstawiłam i było ‘ po kłopocie ‘ . Ustawiłam się do wejścia do gondoli i nagle obok mnie zjawili się Charles z Erickiem . Przewróciłam oczyma stawiając deskę do nadjeżdżającej maszyny.
Pól minuty później jechaliśmy na szczyt góry zamknięci w niedużej granatowej kopule. Usiadłam na ciemną kanapę oglądając widoki. Czekała nas długa … Dobrze  Bardzo długa na dzień dzisiejszy podróż , ponieważ wjechanie na górę trwa dwadzieścia minut. Wyjęłam mojego białego Samsunga Galaxy S III i wybrałam numer mojej przyjaciółki. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam aż usłyszę jej głos, lecz włączyła się sekretarka. Zrezygnowana włączyłam sobie gry i zaczęłam grać w wyścig samochodowy.  Nagle usłyszałam dzwonek telefonu , ale nie mojego tylko chłopaków. Automatycznie podniosłam głowę w ich stronę.
-Cześć kochanie – odezwał się Charles . Chwila ciszy i znów mówi – A nic właśnie jesteśmy w Austrii, tylko ja muszę kończyć , pa- odłożył telefon. Krótko i zwięźle . Cóż za kochający się ludzie. Zaśmiałam się pod nosem.
-Coś nie tak ? – spytał Pan Zakochany.  Czy oni jeszcze nie zauważyli , że to co robią jest totalnie idiotyczne?
-Nie , po prostu śmieszy mnie ta wasza kłamliwa gierka – odezwałam się odważnie
-Aha , odezwała się ta święta , która nigdy nie skłamała – zakpił Erick , lecz mnie to wcale nie ruszyło. Jestem już na  to uodporniona i to jeszcze właśnie przez ich wieczne zaczepki. Teraz tylko role się odwróciły. W tym momencie nie muszę siedzieć cicho i robić za małą dziewczynkę.
-Ta święta robi to bo chce żyć normalnie i nikomu nigdy nie mówię o sobie co się łączy z tym , że wiecznie nie kłamie . Za to wasze życie tylko się na tym opiera. Nie wiem co wy widzicie w tym całym udawaniu bogaczy. Jeden wielki cyrk – odpowiedziałam im odwracając głową w stronę okna by zobaczyć jak długo będzie jeszcze trwała podróż.
-Nie wiem za to co ty widzisz w biedzie – po długiej ciszy odezwał się starszy z braci. –Całe życie pomagamy naszej mamie , wychowywaliśmy się bez ojca . Czy to trudny do zrozumienia jest fakt , że nam też coś się od życia należy ? – spytał zmieniając ton z łagodnego na coraz ostrzejszy.  Westchnęłam .Zrobiło mi się ich szkoda , a przez pewną chwilę zapomniałam o krzywdzie jaką mi wyrządzali . Nie raz po powrocie ze szkoły nic nie robiłam tylko płakałam do poduszki.  Niepotrzebnie rozpoczęliśmy tę rozmowę.  Mogliśmy dojechać na szczyt góry w ciszy. Tylko , że ja jak coś zacznę nie potrafię tego skończyć. Taki zły nawyk.
-Przykro mi  - naprawdę . Tylko podczas gdy odbębnialiście ‘to co się wam od życia należy’ krzywdziliście po drodze tyle osób.  Skoro sami nie macie tak dobrze jak byście chcieli nie roznoście tego po reszcie ludzi. – po raz kolejny spojrzałam w okno sprawdzając gdzie jesteśmy. Zostało nam ok. pięciu minut drogi.
Erick chciał coś powiedzieć , lecz kiedy wziął powietrze do płuc mój telefon zadzwonił. Myślałam , że to Emily , ale na wyświetlaczu pojawiło się imię syna znajomych rodziców. Tobias. Przystojny , bogaty i zboczony do potęgi drugiej. Lubiłam go , lecz nie było pomiędzy nami chemii takiej jakiej pragną nasi rodzice. Poza tym , on cały czas maca mnie jak opętany. Ja szczerze mówiąc uwielbiałam od zawsze robić sobie z niego potocznie mówiąc ‘jaja’ .Jęknęłam dosyć głośno i odebrałam.
-Tobias ! – sztucznie się ucieszyłam – Jak miło , że dzwonisz -  mówiłam z uśmiechem i zaciśniętymi zębami .
-Cześć  Cycuńku , dzwonię bo chcę ci powiedzieć , że nie mogę się doczekać jak  jutro do was przyjedziemy – powiedział entuzjastycznie. Po pierwsze. Jak on mnie nazwał? To jest jakiś żart? Po drugie. Czy on powiedział , że jutro do nas przyjedzie?
-Jej ! Super ! Teraz też się nie mogę doczekać jutra. A…- chciałam powiedzieć coś w sensie : ‘A na jak długo u nas zostaniesz Tobiasku lecz przerwał mi szybko , bardzo szybko mówiąc.
-Co powiesz , na pomysł kochania się na szczycie jakiejś góry ? O ! O ! Albo kochaniu się w gondoli a potem na szczycie góry ! – mówił jak na haju a ja zakrztusiłam się powietrzem . Miałam ochotę się śmiać lecz udałam , że jego pomysł mi się podoba i dodałam od siebie swoje pomysły.
-Tak ! To jest genialny pomysł ! Możemy się jeszcze przebrać za postacie z bajek w wersji niegrzecznej i zaprosimy jeszcze Angelę do wspólnego filmowania nago po śniegu ! – mówiłam głośno udając szczęśliwą i napaloną. Chłopacy spojrzeli się na mnie rozbawieni.
Tobias powiedział coś w stylu ‘łał’ a ja zaczęłam się śmiać.
-A … No tak . Amerykański humor…  Ja będę kończyć . Do jutra , pa – pożegnał się a ja włożyłam telefon do kieszeni spodni. Zaśmiałam się jeszcze raz .
-Wstańcie , wysiadamy – powiedziałam przypinając  lewą nogę do deski. Uśmiechnięta z ‘udanej rozmowy’ wyjechałam z gondoli zjeżdżając z góry.


Po jeszcze dwóch zjazdach poszłam do domu. Odłożyłam deskę i wbiegłam na górę do pokoju. Za chwilkę powinien przylecieć helikopter z Ethanem i jego dziewczyną.  Ubrałam się w miarę sportowo i zeszłam na dół do salonu. Tam włączyłam sobie Xbox . Obok mnie szwendali się bracia i Amelia . Po godzinie obiad był gotowy i obok domu wylądował helikopter.  Uśmiechnięta wyszłam na ogród i patrzyłam jak po schodkach schodzi mój bat z dziewczyną. Ethan jak zwykle przystojny i modnie ubrany , za to jego dziewczyna bardzo , ale to bardzo kogoś mi przypominała. Była ładna , wysoka i szczupła. Podeszli do mnie a ja natychmiast rzuciłam się na brata.
-Cześć mała !- uścisnął mnie mocno. Od zawsze bardzo się kochaliśmy a bardzo rzadko kłóciliśmy
-Hej – uśmiechnęłam się
-Ronnie to moja dziewczyna Anastazja – uśmiechnęłam się do blondynki co ona odwzajemniła. Podałyśmy sobie ręce .
-Gdzie rodzice ? – spytał
-Mama pewnie zaraz przyleci a tata jest w Niemczech wróci jutro . Chodźcie do środka – pokazałam im ręką drzwi. Oni kiwnęli głowami i szybkim krokiem weszliśmy do domu. Mama od razu rzuciła się na Ethana a potem na Ann , która sprawiła dobre wrażenie. Nie wyglądała na wścibską , nieuprzejmą czy fałszywą. Bardziej na przyjazną , kochającą i uczciwą.
Po paru minutach poszliśmy do stołu gdzie zjedliśmy wspólny posiłek . Eth troszkę się zdziwił widząc kto nas obsługuję lecz od razu wyjaśniłam mu całą sytuację.
-Pierwszy raz jesteś w Austrii ? – pytam Anastazję jedząc łososia.
-Tak . Jest tu cudownie. Poza tym lot helikopterem przebijał wszystko – zaśmiała się –Szkoda tylko , że za tydzień muszę wracać do Teksasu – zasmuciła się trochę na co ja od razu zareagowałam
-Możesz przecież zostać. Będziemy tu cztery miesiące…
-Dziękuję , ale nie. W stanach czeka na mnie siostra , która otarła się o śmierć. Muszę do niej jechać.
-Przepraszam , mogłem nie zabierać ci telefonu na wakacjach. Po prostu chciałem się odciąć od świata – mówił na co ja się zdziwiłam bo to było naprawdę szczere .
-Mówiłam ci , że nie winię cię za to  - uśmiechnęła się –Poza tym , Emily też nie jest na mnie zła . Wie ,że się o nią martwię – dokończyła. Ale zaraz. Teksas , otarła się o śmierć , Emily ? Moje oczy otworzyły się szerzej. Upuściłam widelec. Moja warga zadrżała.
-Coś nie tak ?  - spytała
-Nie… To znaczy tak . Muszę do toalety – wstałam szybko i energicznie pobiegłam do siebie do pokoju. Padłam na łóżko . Czy to możliwe , że Emily ma siostrę ?  Nie … Ona nigdy nic o tym nie wspominała . Wszystko dzieje się tak szybko a moja głowa zaraz eksploduje. Wstałam jeszcze z miejsca i weszłam na korytarz kierując się do pokoju Ethana. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma i weszłam do środka. Na łóżku leżała torba Anastazji. Z mocno bijącym sercem. Podeszłam do niej  i szybko otworzyłam zamek. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. W ciągu niecałej sekundy odwróciłam się nie nadążając oddychać . Przede mną stał Charles.
-Przesraszyłeś mnie – krzyknęłam szeptem
-Co robisz ? – spytał ciekawy i podszedł bliżej mnie. Po chwili zaśmiał się –Chcesz sprawdzić nazwisko? –spytał a ja kiwnęłam głową – Stanę na czatach – uśmiechnął się delikatnie. Spojrzałam w jego oczy i nagle się uspokoiłam . Moje serce zwolniło bicia a oddech się wyrównał.  Cicho podziękowałam a on odszedł do drzwi. Spokojniej już otworzyłam torebke , znalazłam portwel i otworzyłam go wyjmując dowód osobisty. Amelia Santana Sturstad. Wzięłam głęboki oddech. Teraz to już wszystko się wyda a Em mnie znienawidzi. Jęknęłam cicho i szybko odłożyłam wszytko na swoje miejsce po czym wyszłam z pokoju. Chuck spojrzał na mnie z ciekawością a ja kiwnęłam głową zrezygnowana. Odeszłam od niego idąc schodami na parter. On dogonił mnie i chwycił za ramię.
-Będzie dobrze – uśmiechnął się do mnie jak do jakiejś lecącej na niego dziewczyny. Prychnęłam całkowicie zmieszana. O co mu chodzi ? Najpierw się kłócimy a teraz mnie podrywa. W dodatku Anastazja jest siostrą Emily. Nic tylko się zakopać w jednej z zasp zza okna.



Długo nie było rozdziału. Moje jedyne wytłumaczenie to szkoła . Nie mogę mieć żadnej dwójki z przedmiotu , gdyż groziło by mi to wydaleniem ze szkoły. Jest po prostu ciężko. Jedynie cierpicie na tym wy – czytelnicy za co was bardzo , ale to bardzo przepraszam !
Proszę też o komentarze nie zajmuje to więcej niż minuta a daje naprawdę wielką satysfakcję J
                                                                             
                                                                                 Xoxo WerkQ

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział drugi


Przebywałam w pokoju mojego wujka Richarda słuchając zrządzenia mojej wychowawczyni.
-Veronica spóźnia się na lekcje , pyskuje , nie odrabia zadań domowych w dodatku jej rodzice nie przyszli na żadne zebranie. Wie pan , niektórzy ludzie są pozbawieni szacunku dla nauczyciela  – chciała kontynuować  wymienianie swoich poglądów, lecz ja jej przeszkodziłam
-Niech pani przestanie wymyślać bzdury . Panie dyrektorze! – powiedziałam lecz mój wzrok zmienił to na ‘wujku’ . On spojrzał na panią Willet i odchrząknął.
-Proszę panią. Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę że Veronica martwi się o swoją przyjaciółkę-mówił dalej lecz mnie już dawno zaczęła nudzić ta rozmowa i po prostu się wyłączyłam . Nie minęło dużo czasu a wyszłam na przerwę obiadową w stronę stołówki. Ustawiłam się w kolejce z tacą co chwilę przechodząc obok innej półki a to z sokami , a to z babeczkami i innymi smakołykami których bym nie zjadła bo nafaszerowane są tylko chemią. Chwyciłam w rękę wodę i nałożyłam sobie sałatki. To powinno mi wystarczyć. Odeszłam z kolejki i nagle poczułam że spadam z dużą prędkością na podłogę. Usłyszałam głośne śmiechy . Super.
-Ktoś ma tu koślawe nogi – usłyszałam kpinę w głosie Charlesa –Radzę zażywać mniejszą dawkę dziwactwa dziennie – znów śmiechy ze strony uczniów ale najgłośniejszy ze strony całej paczki Chucka. Zaczęłam zbierać sałatę z podłogi i poszłam ją wyrzucić trzymając butelkę wody. Potem ruszyłam ile sił w nogach do toalety. Weszłam do byle jakiej kabiny i zaczęłam płakać. Łzy spływały mi jedna po drugiej . To jakie upokorzenie czułam znała tylko jedna osoba , która oddalona była setki kilometrów ode mnie walcząc o życie.

Charles

Ja , mój brat  Erick , Aly , Kyle , Devonne oraz Lena szliśmy ulicami Los Angeles żartując  sobie ze szkolnych ofiar.
-Widzieliście jakie łzy miała ta cała Verinica ? Biedulka myślała że jak wygrzebie ciuchy w lumpeksie to każdy będzie ją kochał – śmiała się Alyson na co Devonne kiwnęła głową i wskoczyła na plecy Kyle’a .
-Żałosne – skomentowała Lena. Po chwile doszliśmy do Wielkiej białej willi.
-To my się lecimy  - powiedziałem i podszedłem do Leny po czym ją pocałowałem.
-Pa . Kiedyś musisz mnie zaprosić do tego swojego pięknego domku–  powiedziała i ucałowała mnie jeszcze raz. Razem z Erickiem weszliśmy dużymi czarnymi  drzwiami do wnętrza budynku.
-Spóźnienie – usłyszeliśmy głos naszej szefowej. Była ona wysoką – piękną blondynką. Spojrzałem na zegarek , który wskazywał pięć po czwartej.
-Przepraszamy – odezwał się Erick spuszczając głowę
-Dom sam się nie posprząta. Zostały wam dwa piętra . Parter posprzątała już Regina – rzuciła surowo po czym dodała – Bieżcie się do pracy a potem przyjdźcie do mojego gabinetu bo muszę z wami porozmawiać. Kiwnęliśmy głowami i poszliśmy do małego pomieszczenia przebrać się w ciuchy robocze po czym zabraliśmy odkurzacze zaczynając sprzątać całe dwa wielkie piętra.

Po czterech godzinach wyczerpani odłożyliśmy wszystkie urządzenia oraz środki czystości na miejsce i przebraliśmy się od razu idąc do gabinetu naszej pracodawczyni.
-Usiądźcie – pokazała nam miejsce po czym podeszliśmy i usiedliśmy na sofę. Ona podeszła bliżej nas i również usiadła na fotelu obok.
-Wraz z mężem przeprowadzamy się do Nowego Jorku a dom sprzedajemy – powiedziała głośno i wyraźnie . Moje serce przyśpieszyło bieg. Znaczyło to , że właśnie nas zwalnia. Spojrzeliśmy na siebie. Od czterech lat pracujemy u niej i jej męża.  Nasza mama nie jest w pełni sprawna i nie może pracować , tata za to zginął w wypadku samochodowym zostawiając nas z dużym kredytem. Chwyciłem głowę w dłonie oddychając ciężko. Bank mógł nam zabrać dom.
-Wiem , że jesteście w bardzo ciężkiej sytuacji dla tego wykonałam parę telefonów i załatwiłam wam pracę na wakacje. Zaczynacie za dwa dni. Płacą bardzo dobrze bo dziesięć dolarów za godzinę – uśmiechnęła się
-Bardzo jesteśmy pani wdzięczni – ucieszył się Er a ja kiwnąłem głową
-Jest to praca dwadzieścia cztery na dobę w dodatku nie w Kalifornii . Pamiętajcie że to tylko na wakacje . Przez ten czas zacznijcie szukać nowej pracy tutaj – dokończyła.


Veronica

Od dwóch miesięcy Emily przebywa w szpitalu na Florydzie. Ze względu na szkołę rodzice nie pozwolili mi do niej jechać , lecz codziennie dzwonię i wypytuję się o stan jej zdrowia. Do tej pory wszystko jest coraz lepiej co bardzo mnie cieszy.  Dzisiaj był ostatni dzień w szkole przed czteromiesięcznymi zimowymi feriami szkolnymi ( czyt. Upalnymi feriami szkolnymi bo nie raz się zdarzyło że w lutym było 30 stopni ). Stałam przy moim wielkim łóżku i spojrzałam na całą górę ciepłych zimowych ciuchów.
-Uważam , że panienka powinna wziąć jak najwięcej grubych polarów. O tej porze w Austrii jest bardzo zimno – Amelia co chwilę dokładała mi ciepłych swetrów i kożuszków. Na wakacje rodzice zabierają mnie jak zwykle do willi w Austrii gdzie mamy swój kurort narciarski.
-Proszę , nie przesadzaj . Idź się sama spakuj , ja dam sobie radę. Jutro o dziesiątej tato zamówił nam samolot więc na LAX * musimy być o dziewiątej – mówiłam a ona tyknęła i wyszła zostawiając mnie samą w pokoju. Włożyłam do pierwszej walizki moje wszystkie ciepłe buty, laczki na basen , trampki i szpilki. W drugą włożyłam kosmetyczkę , masę lakierów do paznokci , szlafrok i inne rzeczy. Ostatnią i największą gigant walizkę zostawiłam no moje ciuchy. Po godzinie pakowanie sama wleciałam do łóżka zapadając w głęboki sen.

Byłam na Florydzie , w szpitalu w którym leczona była Emily. Lekarze biegli do jakiejś Sali. Zaciekawiona poszłam w ich stronę. Ukradkiem oka zerknęłam kto właśnie może umrzeć. Gdy zobaczyłam całą bladą przyjaciółkę zamarłam wtapiając się w podłogę.
-Emily nie ! – krzyknęłam –Nie rób mi tego ! Proszę ! Nawet nie zdążyłam ci powiedzieć prawdy o mnie ! – wbiegłam do Sali i chwyciłam jej dłoń. Trochę zdziwiło mnie że nikt jeszcze nie wyrzucił mnie z Sali. Zauważyłam , że ludzie przenikali przeze mnie. Czyli jestem duchem , tak ? Zignorowałam to i wpatrywałam się w dziewczynę.
-Em, musisz żyć! Proszę … jesteś dla mnie jak siostra . Kocham cię z całego serca . Przepraszam , ze nie zdążyłam ci powiedzieć prawdy o mnie – zaszlochałam – Myślałam , że tak będzie lepiej …
Nagle usłyszałam pisk aparatury .
-Nie – szepnęłam. W Sali zapadła cisza.
-Niech któraś z pielęgniarek pójdzie powiadomić rodziców zmarłej – wziął głęboki wdech – i przekaże kondolencje ode mnie – dokończył a ja krzyknęłam na całe gardło.

Zalana potem obudziłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Zaczęłam histerycznie płakać.
Co jeśli faktycznie nie zdążę powiedzieć jej prawdy ? Żyła bym w wiecznym poczuciem sumienia .
Odepchnęłam te myśli i wycierając łzy spojrzałam na godzinę. Miałam jeszcze godzinę do odjazdu. Wstałam i poszłam się myć. Ubrałam uszykowane rzeczy i wyszłam z pokoju zabierając wczoraj spakowaną torebkę.
-Dzień dobry – przywitałam się z Amelią – Co ciekawego na śniadanie ? – spytałam
-Dzień Dobry – uśmiechnęła się – pełnoziarnisty chleb tostowy z pesto i mozzarellą – Mogła, się domyśleć bo pachniało w całym domu. Uśmiechnęłam się
-Pycha – podeszłam do talerza i wzięłam do ręki gorącego jeszcze sandwicha.

Zanim się obejrzałyśmy byłyśmy na lotnisku witając się z moimi rodzicami.
-Jak tam u Emily ? – spytała się mnie moja mama – wysoka , brązowowłosa naprawdę ładna kobieta o porcelanowej cerze.
-Wczoraj rozmawiałam z jej rodzicami. Podobno wszystko zmierza ku końcu. Za trzy miesiące ma wyjść z kliniki. Potem państwo Strustad chcą zabrać ją na miesiąc wakacji do Teksasu by odpoczęła od wszystkiego na świeżym powietrzu – powiedziałam
-Bardzo się cieszę , że wszystko zmierza ku dobremu – odpowiedziała
-Zapraszam na pokład – podeszła do nas stewardesa , która lata z nami od kiedy miałam siedem lat . Kiwnęłyśmy głowami i wąskimi schodkami weszliśmy wszyscy ( ja , mama , tata, Amelia ).
Gdy byliśmy w środku rozsiedliśmy się po dużych skurzanych fotelach. Ja od razu chwyciłam magazyny o modzie , które wisiały przy ścianie samolotu.
Piętnaście minut później byliśmy już w powietrzu. Oglądałam jak Amelia wykorzystuje stewardesę ciesząc się , że przez chwilę ona może być obsługiwana. Nie raz wprowadzało mnie i moich rodziców w śmiech. W pewnym momencie mój tata stwierdził , że czas zagrać w kalambury.
-Nie ! Tato nie ! – śmiałam się błagając by do tego nie doszło . Bo przecież nie ma tej gry bez alkoholu a do Austrii zostały nam sześć godziny lotu.
-Oh kochanie daj spokój – śmiała się mama wstając ze swojego miejsca . Chwilę później wszyscy siedzieliśmy obok siebie na długiej sofie a stewardesa podała nam po kieliszkach zgrabnie lejąc szampana .
Jako pierwszy poszedł mój tata . Stanął na środku w rozkroku i udawał że ma gitarę. Biegał w tę i z powrotem starając się wyglądać profesjonalnie. Wszyscy śmialiśmy się z niego krzycząc by przestał. Po chwili zaczęliśmy buczeć i robić kciuki w dół .
-Za proste ! – krzyknęłam moja mama  -Malcolm Young kochanie . Jesteś mało przewidywalny wybierając gitarzystę twojego ulubionego zespołu – ucałowała go moja mama zajęła miejsce mojego taty , który po chwili siedział obok mnie.
-A teraz uwaga – powiedziała szeptem . Związała swoje włosy w kucyk i wzięła jakąś pomarańczową apaszka zarzucając ją na głowę . Nim cokolwiek zaczęła coś robić głos zabrał mój tato.
-Zakonnica ? – spytał ciekawy a jego żona wytknęła mu język i kiwnęła głową na nie.
-Ed Sheeran ! – krzyknęłam Amelia . Zaczęłam się głośno śmiać widząc zdziwienie mojej mamy.
Po chwili wszyscy zaczęli zwijać się ze śmiechu bo Amelia Wstała tak energicznie że zwaliła przy tym mnie na ziemię a ja stewardessę , która szła do nas z kolejnym szampanem.
Amelia stanęła na środku i powiedziała , że jest to przysłowie . Wzięła jakąś kartkę i narysowała na niej cegły po chwilę głowę waliła w tę kartkę uważając by jej nie podrzeć. Chwilę myślałam co to może być i po chwili wstałam szybko
-‘Głową muru nie przebijesz’ Oh tak kochanie ! Jestem mądra ! – krzyknęłam na co Amelia się nieco rozzłościła , że tak szybko musiała zejść  wywołując u nas znowu śmiech.
-To teraz ja – stanęłam na środku starając się udawać jemiołę . Wywołało to u każdego kupę śmiechu do takiego stopnie że tarzaliśmy się po podłodze. Nawet namówiliśmy stewardesę do gry z nami.
Tak minął nam cały lot oczywiście wliczając nasze drzemki. Przygotowani do lądowania usiedliśmy na miejscach zapinając pasy. Oglądałam pięknie wzniesione i ośnieżone góry. Widok ten zapierał w piersiach i choć było już ciemno i co roku go widziałam to zawsze mnie zaskakiwał.

Charles

-Wow – usłyszałem słowa Ericka , ale miał racja Austra jest przepiękna w zimę.  Właśnie !
To tutaj wysłała nas nasz była szefowa – Margaret .
Jesteśmy na lotnisku czekaliśmy aż przyjedzie po nas jakaś pokojówka. Po chwili zobaczyłem bardzo ładną młodą  blondynkę która trzymała karton z naszymi imionami . Podeszliśmy do niej .
-Ja jestem Charles a to Eric – wskazałem na mojego młodszego brata
-Cześć wam . Ja jestem Angela – uśmiechnęła się i wskazała nam czarnego nowego Jeepa. –Wsiadajcie. Za trzy godziny przylatują państwo Brin. Już ogarnęłam wszystko tylko zostały detale. Ich córka jest strasznie na to wyczulona , ale o fajna dziewczyna – mówiła a my weszliśmy do samochodu-Mam nadzieję , że umiecie gotować – spytała
-Ja umiem . Chucka lepiej w to nie mieszać – zaśmiał się Erick po czym dostał ode mnie w ramię.
-Dobra . Trzeba przyszykować kolację. Wina przywieźli już wczoraj. Aha ! Pokój będziecie dzielić między sobą. Jest już on przygotowany – dokończyła . Reszta drogi przebyła w milczeniu i oglądaniu widoków. Po chwili wyjechaliśmy z wioski i wjeżdżaliśmy na jakąś górę. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Willa zapierała dech a piersiach. 
-Niesamowite co ? Za domem znajduje się dziesięciokilometrowy stok narciarski należący do państwa Brin dlatego karnety mamy gratis –powiedziała Angie a ja kiwnąłem głową
-Tak … Pięknie tu i może nauczę się jeździć na desce – odwróciłem się by zobaczyć reakcję mojego brata . Ten stał z otwartą buzią co mnie rozśmieszyło. –Stary bo zaraz coś ci tam wleci – zażartowałem .


Godzinę później .
Bagaże były rozpakowane a ja chodziłem po domu i myłem lustra przy okazji starając zapamiętać każdy pokój i gdzie co się znajduje. Erick i Angela gotowali kolację. Nagle usłyszałem straszny hałas dobiegający z dworu. Szybko zbiegłem na dół.
-Co to do cholery jest ? ! – krzyknąłem . Angie  wytarła ręce w fartuszek po czym go zdjęła.
-Przylecieli – odezwała się i poszła jeszcze do jadali patrząc czy wszystko tutaj gra.
-Przylecieli ? – spytał z kpiną Erick .
-Weźcie kurtki i chodźcie przed dom . Trzeba ich przywitać – powiedziała po czym poszliśmy za nią na wąski korytarz zabierając kurtki i buty. Dom ogólnie urządzony był bardzo oryginalnie. Staroświecki , lecz nowoczesny. Kuchnia idealnie to odzwierciedlała. Meble były w stylu osiemnastowiecznej Anglii a przy  szklanym stole wisiał nowoczesny obraz Merlin Monroe. Gdy wyszliśmy na dwór zobaczyliśmy czerwono biały helikopter który nie wiadomo dla czego miał namalowanego różowego zupełnie nie pasującego  dmuchawca. Zdziwiłem się lekko.
-Pewnie myślicie dlaczego jest tam ten różowy dmuchawiec – krzyczała – Kiedy kupowali ten helikopter chcieli by zawsze było widać, ze jest on ich. Czerwony to ulubiony kolor pana Sergey’a a biały jego żony Lindsay . Dmuchawiec wymyśliła ich córka. Miała wtedy sześć lat więc jej ulubionym kolorem był różowy a że uwielbiała dmuchawce właśnie jego chciała widzieć na tle. A tamta muszka (kokarda) która jest z drugiej strony to wizerunek ich syna James’a . Jest on nieziemsko przystojny i bardzo elegancki. Stąd ta muszka – skończyła bo chyba głos jej wysiadł po tym całym przekrzykiwaniu helikoptera. W końcu wylądował .  Drzwi się otworzyły i pierwszy wyszedł – chyba pan Sergey .
-Cześć Angie ! – krzyknął po czym dziewczyna podeszła do niego a on ją mocno przytulił po czym podszedł do nas i podał nam rękę .
-Jestem Sergey . Miło was poznać chłopaki – zaśmiał się. Było czuć od niego alkoholem , lecz nie było widać ze jest pijany. Potem wyszła jego żona Lindsay . Również uściskała dziewczynę. Widać że na prawdę ją lubią. Za chwilę kobieta podeszła do nas i uściskała przyjaźnie.
-Cześć chłopaki . Mąż mówił mi że jesteście z Los Angeles – powiedziała do nas z szerokim uśmiechem –Mówię wam lepiej trafić nie mogliście – puściła nam oczko po czym odeszła. Kolejna była jakaś kobieta . Śmiała się głośno. Wyglądała na ok. trzydziestkę. Po jej opasce domyśliliśmy się , że jest to pokojówka. Za nią wyszła młoda dziewczyna. Również miała uśmiech przyklejony do twarzy , lecz gdy przyjrzeliśmy się jej z bliska obaj zamarliśmy.
-Stary widzisz to co ja ? – szepną do mnie a ja kiwnąłem głową na tak.
-Angie ! – krzyknęła rzucając się na swoją ‘koleżankę’ –Co u ciebie  ?
-A ok ok a u ciebie ? – spytała przytulając dziewczynę
-Może być – zaśmiała się
-Mamy nową obsługę – powiedziała po czym wskazała na nas ręką . Ona odwróciła głowę w naszą stronę . Torba którą trzymała w dłoni nagle spadła na ziemię.


Zakończyłam tragicznie , tak wiem o tym ! Lecz pocieszę (lub nie) , że mam ferie - czyli więcej czasu na pisanie rozdziałów ! Mam nadzieję , że poraz kolejny zaskoczyłam was obrotem akcji.  Do następnego rozdziału.

Xoxo WerkQ

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział pierwszy


UWAGA !  Linki , które znajduję się w nielicznych miejscach nie przedstawiają postaci tylko ich stroje.

Światło wpadające do pokoju obudziło mnie z błogiego snu.  Leniwie się przeciągnęłam i przewróciłam na drugi bok nie mając zamiaru wstawać. Spojrzałam na wiszący zegar , który wskazywał godzinę szóstą trzydzieści. Po chwili stwierdziłam , że kiedyś wstać muszę a czym szybciej tym lepiej. Weszłam do toalety wykonać poranne czynności a następnie ubrałam na siebie wcześniej uszykowane ciuchy. Rozczesałam  włosy i poszłam do kuchni zjeść śniadanie.
-Dzień dobry , Amelio – przywitałam się podchodząc do blatu gdzie uszykowana była dla mnie owsianka z mlekiem.  Wzięłam łyżeczkę z szuflady i zaczęłam jeść posiłek.
-Dzień dobry. Jak się spało ? – spytała miło. Podeszłam do kanapy w salonie a ona poszła za mną.
-Dobrze , dziękuję. Strasznie nie chce mi się iść do szkoły – zaczęłam marudzić nadal przeżuwając śniadanie.
-No niestety każdy musi przez to przejść. Taka jest kolej rzeczy. Potem , kiedy jest się po studiach zazwyczaj jest się z miłością swojego serca. Idzie się do pracy a po roku – gdy masz już zapewnione stanowisko zaczynasz myśleć o założeniu rodziny. Chłopak ci się oświadcza a przed ślubem dowiadujesz się, że jesteś w ciąży – cały czas gdy mówiła uśmiechała się szczerze a ja uważnie słuchałam.
-Skąd to wiesz ? – spytałam
-Kiedyś , gdy byłam na studiach byłam zakochana po uszy , lecz Josh – bo tak się nazywał miał wypadek samochodowy w którym zginął – otworzyłam szerzej oczy . Zrobiło mi się jej szkoda. To jest cudowna kobieta i niesprawiedliwe jest to ,że taka ją spotkała tragedia. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
-Przykro mi. Ty studiowałaś medycynę , prawda ?
-Tak. Dokładniej jestem anestezjologiem  - powiedziała z nutką dumy w głosie –Nawet po praktykach!-zaśmiała się
-Nie rozumiem. Czemu nie chcesz pracować w swoim zawodzie ? – spytałam zdziwiona
-Jestem z Chile i tam mam rodzinę z którą jestem bardzo pokłócona między innymi o mój zawód. Dostałam pewnego rodzaju do niego obrzydzenia. Pojechałam tu – do Los Angeles . Chciałam ułożyć sobie życie od nowa z nową rodziną. I mi się udało. Jestem szczęśliwa z wami – Przeżułam ostatnią łyżkę owsianki i odłożyłam miskę na szklany stolik. Podeszłam do Amelii i przytuliłam się do niej.
-Jesteś jak moja druga matka – powiedziałam –Tylko szkoda, że jesteś skłócona ze swoją rodziną…


Z Emily spotkałyśmy się na końcu ulicy i poszłyśmy razem do szkoły. Ja wyglądałam ‘jak zwykle bosko’ według swojej przyjaciółki , która zawsze mnie podziwiała , że potrafię wygrzebać takie cuda z lumpeksów.  Weszłyśmy do zatłoczonej szkoły. Ludzie przepychali się między sobą biegnąc nie wiadomo gdzie. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra. Uśmiechnęłam się czują zapach znanych mi perfum. Był to mój były chłopak – lecz mój teraźniejszy przyjaciel.
Odwróciłam się do niego przytulając go mocno.
-Calvin ! – ucałowałam jego policzek. Vinny  ( bo tak go nazywam ) miał zawsze piękny zapach perfum i był naprawdę przystojny!
-Co u ciebie pchełko ? – spytał na co Emily walnęła go w ramię
-No super ! Ze mną się nawet nie przywitasz ?! – odezwała się z pretensją na co ja zaczęłam się śmiać. Nawet nie wiem dlaczego.
-Przepraszam cię moja … moja…  Ptaszyno ! – chłopak o ciemnych lekko kręconych blond włosach stanął pomiędzy nami i objął nas obie. Ogólnie Calvin był wysoki , wysportowany i opalony. Wiele dziewczyn w szkole mogła sobie tylko pomarzyć o takich facecie.
-No ! – zaśmiała się i ucałowała jego policzek
-Co macie pierwsze ? – spytał
-Godzinę wychowawczą. A ty ? – powiedziałyśmy równo
-Ha ha ha. A ja mam trening – odezwał się zadowolony. Obie walnęłyśmy go w ramie na co on się od nas odsunął.
-Ała ! To boli ! – powiedział przestraszony jak malutkie dziecko po czym widząc nasze spojrzenie zaczął się śmiać –Dobra. Ja lecę bo jak się spóźnię dostanę taki wycisk , że się już nigdy nie spotkamy –stwierdził po czym się z nami pożegnał. Nagle zobaczyłam jak Em traci równowagę. Przestraszona szybko ją łapię ale pod wpływem jej ciężaru o mało co obie spadłybyśmy na ziemię, gdyby nie pewna osoba. Spojrzałam na naszego wybawcę , który okazał się bratem Charlesa . Dwumetrowy przystojny chłopak – Erick wziął na ręce nieprzytomną Emily.
-O Mój Boże – odsapnęłam – Dziękuję – powiedziałam do niego po czym szybko powiedziałam o zaniesieniu mojej przyjaciółki do pielęgniarki. On od razu zaczął szybkim krokiem iść w stronę gabinetu będąc zarazem zdenerwowany – co bardzo mnie dziwiło.
-Akurat szedłem do was by skrytykować twoją przyjaciółeczkę – skwitował. Podniosłam oczy ku niebu.
-Em jest nieprzytomna a ty mówisz mi takie rzeczy – kiedy byliśmy u pielęgniarki szybko przedstawiłam  kobiecie co się stało.  Ta zrobiła jej zimny okład i położyła Emily na czoło zimny ręcznik.
-Może jest w ciąży ? – spytała spoglądając na mnie.
-Nie . Powiedziała by mi – powiedziałam i odwróciłam się do tyłu słysząc kaszel chłopaka. Spojrzałam się na niego dziwnie po czym wyparował z pomieszczenia.
-Dobra to było dziwne – pomyślałam głośno . Nagle usłyszałam dzwonek .
-Idź na lekcje a ja zadzwonię do jej rodziców – powiedziała starsza kobieta w białym fartuchu na co ja zaprzeczyłam głową
-Nie zostawię jej samej , przepraszam
-Veronico . Myślę , że nie będziemy dyskutować na ten temat. Proszę wracać na lekcje.
Zrobiłam do niej złośliwą minę i podeszłam do mojej przyjaciółki całując ją w policzek.
-Do zobaczenia E – pożegnałam się i wyszłam z gabinetu idąc do klasy , która znajdowała się dwie minuty dalej. Kiedy byłam na miejscu otworzyłam drzwi i weszłam do klasy widząc moją wychowawczynię.
-Spóźnienie – pokazała na mnie ołówkiem
-Byłam z Emily u pielęgniarki. Jest nieprzytomna – odezwałam się sucho i usiadłam na miejscu.
-Jestem pewna , że nic jej nie będzie . Zanim przyszłaś mówiłam klasie o zebraniu. Chciała bym by ktoś z twoich rodziców na nim był – podniosłam głowę zszokowana nie wiedząc co powiedzieć. Rodzice nigdy nie chodzili na zebrania bo od razu ktoś by ich rozpoznał a ja bym tego nie przeżyła.
-Oni nie mają czasu – powiedziałam szybko po chwili stwierdzając , że jest to zbyt oklepane.
-Jesteś ich córką i chodzisz do szkoły a ich obowiązkiem jest chodzenie na zebrania. Poza tym widziałam każdego rodzica z tej klasy tylko nie twojego.
Spuściłam głowę chcą by się ode mnie po prostu odwaliła . Zastanawiałam się co się dzieje z Em. Co jeśli się jeszcze nie obudziła ? A może faktycznie jest w ciąży lub niezdrowo się odchudzała. W mojej głowie zaczęły pojawiać się wszelkie czarne myśli. Co jedna to gorsza.
-Voronica ! Mówię do ciebie a ty mnie wciąż nie słuchasz ! – podniosła głos. Wyprowadziło mnie to z równowagi więc bezczelnie wstałam z krzesła i również podniosłam głos.
-Pańska uczennica leży nieprzytomna u pielęgniarki a pani nawet się nie przejęła ! I proszę uwierzyć mi na słowo , nauczyciel , który mnie nie lubił a bardzo chciał poznać moich rodziców stracił pracę na drugi dzień – wyszłam trzaskając drzwiami. Usłyszałam jak nauczycielka uspakaja klasę , która jest pełna podziwu. Ja po chwili przekalkulowałam sobie co powiedziałam i chwyciłam się za głowę. Było to strasznie nieodpowiedzialne , wyśle mnie do dyrektora bo przecież jej groziłam ! Serce przyśpieszyło swoje bicie . Pobiegłam do gabinetu po chwili byłam już w środku. Gdy zobaczyłam Emily , która wymiotuje krwią nogi mi się ugięły.
-Em – zaszlochałam i podbiegłam do niej .
-Pogotowie już jedzie. Emily nie ruszaj się – powiedziała kobieta . Widziałam jak Sturstad łza poleciała po policzku więc szybko ją otarłam.
-Wszystko będzie dobrze , obiecuję – szepnęłam a E znów zamknęła oczy . Otrząsnęłam ją lecz to nic nie dało. Nastolatka była blada jak ściana w dodatku umazana krwią. Nagle usłyszałam syrenę karetki , która znalazła się pod szkołą. Po chwili weszli do pomieszczenie przekładając Em na nosze i pytając się co dokładnie się stało. Pielęgniarka wytłumaczyła wszystko a oni wyszli a raczej wybiegli w trójkę  mocno trzymając nosze. Szybko wyszłam za nimi widząc że cała szkoła wyszła ze swoich klas.
Zobaczyłam też dyrektora . Przystojnego trzydziestopięciolatka , który był moim ojcem chrzestnym a zarazem młodszym bratem mojego taty. To właśnie dzięki niemu przez wszystkie lata udawało mi się chować w tłumie. Poza tym jest zawsze przy mnie gdy rodzice wyjeżdżają gdzieś daleko np. do Indii co zdarzało się im bardzo dużo razy. Przychodził do mnie do domu i mówił , że mam trzy minuty na spakowanie walizki bo inaczej kogoś tu przyśle i będzie mi szperał po szafie. Zawsze to na mnie działało  i jak torpeda biegałam po domu a on śmiał się ze mnie dosłownie turlając  na podłodze za co z reguły dostawał poduszką po twarzy.
-Czy będę mogła jechać z wami ? – spytałam lekarza z pogotowia.
-Jest pani kimś z rodziny ? – kiwnęłam głową na nie. Byliśmy już przed karetką
-To bardzo mi przykro , ale nie – mówił zamykając drzwi . Walnęłam je pięścią po czym samochód odjechał na sygnale. Wszyscy uczniowie zebrali się przed szkołą usta zasłaniając dłońmi. Podbiegł do mnie mój wujek –Richard .
-Zawieź mnie tam , proszę – mówiłam błagając. Ten szybko dał mi kluczyki od swojego samochodu.
-Wejdź już a ja tylko pobiegnę po dokumenty – powiedział i pobiegł z powrotem do szkoły. Ruszyłam w stronę samochodu widząc wielkie zdziwienie i zmieszanie na twarzach uczniów. Nagle poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam panią Willet – wychowawczynię
-Nigdzie nie pojedziesz sama – powiedziała
-Będzie ze mną PAN Richard – mówiłam akcentując słowo ‘pan’
Zobaczyłam , że mój wujek biegnie do nas.
-Panie dyrektorze proszę powiedzieć tej uczennicy by wróciła do klasy , lub bym ja – jej wychowawca mogła jechać razem z panem – pisnęła
Weszłam do samochodu kompletnie ją ignorując na co ta się oburzyła.
-Wracajcie do klas !!! – głośno krzykną do uczniów –A panią proszę o odstawienie uczniów do klas. Do widzenia - wsiadł do swojego Mercedesa i ruszył.
-Ronnie spokojnie. Powiedz mi tylko co się stało – odezwał się kiedy ja szlochałam i pociągałam nosem na przemian.
-Emily zemdlała i wymiotowała krwią. Widziałam coś takiego w telewizji i nie było happy endu – poskarżyłam się. Ten objął mnie ręką , bo akurat było czerwone światło i przytulił delikatnie. Był dl mnie jak drugi ojciec.
-Wszystko będzie dobrze. Nie bój się . Emly zaraz wróci do szkoły – uśmiechnął się po czym mnie puścił i ruszył po pojawieniu się zielonego światła.

Po pięciu minutach byliśmy już w szpitalu . Pobiegłam do recepcji i spytałam się gdzie mogę znaleźć moją przyjaciółkę.
-Ma robione badania , ale pielęgniarki przygotowują dla niej salę 312 – powiedziała miło i wróciła do poprzednich zajęć. Podziękowałam i pobiegłam w stronę windy. Mój wujek niestety musiał wracać do pracy ale kazał mi dzwonić jeśli czegoś się dowiem o stanie zdrowia Em. Winda się otworzyła więc weszłam do niej  jadąc na piętro trzecie. Po chwili byłam na miejscu widząc znane mi twarze załamanych rodziców Emily. Przywitałam się z nimi grzecznie.
-Czy…  Czy coś już wiadomo ? –spytałam a pani Margaret kiwnęła głową na nie. Zjechałam przy ścianie na ziemię i skuliłam się załamana. Po godzinie żadnych informacji zasnęłam. Otworzyłam oczy widząc , że jestem okryta kocem a na korytarzu nie ma rodziców E. Szybko wstałam i zapukałam do Sali 312. Usłyszałam ‘proszę’ ze strony pana Jerrego . Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam jak Emily płacze wraz ze swoją mamą. Jej ojciec starał się być silny ale było widać jak łzy stają w jego oczach. Stanęłam wryta bojąc się usłyszeć opinii lekarskiej na temat jej stanu zdrowia. Po minucie stanie podeszłam do dziewczyny i mocno ją przytuliłam.
-Mam białaczkę – usłyszałam jej szept. Zesztywniałam a z moich oczu wyleciały jeszcze gęstsze łzy. Mocno ją przytuliłam czując jak mokra staje się moja sukienka.
-Ci… - również szepnęłam –wyjdziesz z tego – dodałam na co ona kiwnęła głową na nie.
-To jest bardzo rzadki rodzaj raka. Wyleczenie go kosztuje prawie milion dolarów… - powiedziała załamana nadal głośno sapiąc.
-Zdobędziemy te pieniądze. Choćby nie wiem co – powiedziała twardo jej mama po czym jej mąż ją poparł.
-Jak ? To są wielkie pieniądze. W rodzinie nie mamy żadnej osoby która śpi na dolarach. Zapracujecie się . Nie pozwolę wam na to. Poza tym jest za mało czasu. Umrę taka jest prawda – mówiła ze słowa na słowo coraz bardziej i głośniej płacząc na co jej mama wybiegła z Sali a za nią jej mąż.
-Nie pozwolę ci umrzeć – mówiłam łkając
-Takie mdlenia , wymiotowanie krwią , duszności, wypadanie włosów , brak senności … Jest to ze mną od roku ,ale nigdy nie myślałam , że to coś poważnego. Mam to co chciałam- stwierdziła po czym chciało kontynuować , ale ja jej przerwałam
-Przestań! Wrócisz do normalnego życia i wszystko będzie dobrze…
-Lekarz dał mi miesiąc ! Najwyżej półtora – mówiła głośno płacząc niepohamowanie a ja razem z nią.
-Nie pozwolę ci – powiedziałam przez zęby. Po chwili uciszyłyśmy się a ja znowu usiadłam na podłodze.
-Boje się … Boje się tego jak tam jest – powiedziała cicho –Nie chcę was zostawiać. Moi rodzice tego nie wytrzymają…  - wstałam i wyszłam na korytarz . Miałam wrażenie , że moje uszy nie chciały tego słuchać. Przeszłam korytarzem szukając drzwi z napisem ORDYNATOR. Po chwili znalazłam je i bez pukania weszłam do środka.
-Dzień dobry – przywitał się a ja skinęłam głową i usiadłam na fotelu przed jego biurkiem.
-Ja w sprawie Emily Sturstad.
-Ah . Bardzo mi przykro – mówił lecz ja mu przerwałam
-Ile dokładnie kosztuje leczenie ? – spytałam. Mówiłam bardzo niegrzecznie , lecz byłam taka zestresowana ,że nie mogłam mówić innym tonem.
-Siedemset tysięcy dolarów – powiedział ciszej. Kiedyś mój tata założył osobne konto na którym było dwa miliony dolarów na różne awaryjne sytuacje jak na przykład porwanie moich rodziców. Głupie ale wszystko może się zdarzyć tym bardziej że u różnych mafii mój tata jest na czarnej liście.
-Gdzie można wpłacić pieniądze ? - Spytałam a oczy lekarza wyszły z orbit. Na początku nic nie mógł powiedzieć , ale potem się opamiętał.
-Skąd pani może mieć takie pieniądze ? To bardzo hojny gest , lecz nie wiem czy suma nie jest kradziona.
-Panie doktorze . Nazywam się Veronica Brin i jestem córką Christophera Brina. Proszę mi powiedzieć gdzie mogę wpłacić pieniądze -  wstałam kierując się do wyjścia
-Poziom -1 – powiedział w lekkim szoku. Już chciałam wychodzić lecz cofnęłam się .
-Niech pan nic nie mówi Emily ani jej rodzicom. Oni nie znają mojej prawdziwej tożsamości. A jeśli chodzi o wpłacenie pieniędzy to też ‘ nie byłam ja’ tylko anonim
-Dobrze , robi pani coś wspaniałego – naprawdę –  przyznał a ja kiwnęłam głową . Przeniosłam swój wzrok na okno. Było ciemno samochody nie jeździły .
-Przepraszam . Która godzina ?
-Po 12 w nocy – odczytał z zegarka – wyszczerzyłam oczy podziękowałam i wyszłam . Wyjęłam komórkę z kieszeni  i  weszłam do windy wciskając guzik -1 po czym zadzwoniłam do Amelii.
Pierwszy sygnał , drugi …
-Panno Veronico ! – usłyszałam jej spanikowany głos – Dzwoniłam z piętnaście razy !
-Tak wiem . Przepraszam ,ale Emily jest w szpitalu . Ma białaczkę – powiedziałam ocierając łzę. Po drugiej stronie odpowiedziała mi cisza –Amelio ?
-Tak , tak jestem. Nie wiem co powiedzieć…
-Ma jakąś rzadką odmianę raka. Normalnie…  przeżyła by miesiąc bo leczenie jest bardzo , bardzo drogie a jej rodziców nie stać . Dlatego zaraz wpłacę potrzebną sumę – skończyłam będąc już na miejscu – Przepraszam ale muszę kończyć. Nie czekaj na mnie. Pa – pożegnałam się z nią i włożyłam telefon z powrotem do torebki .
Znajdywałam się bardzo dużej Sali. Przypominało to wejście do nowego laboratorium. Po przeczytaniu kartki okazało się że faktycznie jest to laboratorium. Podeszłam do pewniej pielęgniarki i spytałam się gdzie mogę tu zapłacić za leczenie. Ta wskazała mi drzwi przez które po chwili weszłam.
-Dobry wieczór . Ja chciałam wpłacić pieniądze na chemioterapię – powiedziałam i podeszłam do eleganckiej kobiety która siedziała za biurkiem.
-Dobrze . Kogo ?- spytała
- Emily  Sturstad – kobieta wyszukała coś w komputerze po czym zwróciła się do mnie
-Przelew kartą ?
-Tak
-Jest pani pełnoletnim właścicielem konta ?  - skrzywiłam się
-W takim razie przykro mi ale nie można wpłacić sumy. Proponuję zadzwonić do prawowitego właściciela – zaproponowała – zasięg jest tylko w tym pomieszczeniu – kiwnęłam głową i drugi raz wyjęłam telefon wybierając numer mojego taty.
-Halo ? – odezwał się
-Tatku , cześć. Mam nadzieję ,że cię nie obudziłam …
-Nie skarbie. Jesteśmy u ciebie . Amelia powiedziała nam co się stało a ja wiedziałem że i tak zadzwonisz więc właśnie się ubieram i będę wyjeżdżał – ucieszyłam się a na moją twarz wszedł uśmiech
-Tato , kocham cię nawet nie wiesz jak się cieszę .

Piętnaście minut później mój tato był obok mnie wypełniając jakieś formularze .
-To bardzo szlachetne z twojej strony wiesz ? – odezwał się do mnie z dumą w głosie
-E to moja najlepsza przyjaciółka , nie pozwoliła bym jej umrzeć – zwróciłam się do niego po czym odwróciłam głowę w stronę kobiety
-Prosiła bym by dane wpłacającego były nie znane
Ta spojrzała na mnie w szoku .
-Oczywiście – przytaknęła.
Kiedy wszystko było załatwione wyszliśmy na parter.
-Chodź do domu , jutro tu przyjedziesz kotku , dobrze ?
-Dobrze – uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę drzwi wyjściowych.
-Veronico ! – usłyszałam wołanie pani Margaret
-Tato idź gdzieś – szepnęłam do niego po czym ja się zatrzymałam a on jak gdyby nigdy nic poszedł dalej.
-Niech pan też się zatrzyma ! – zawołała znowu
No to wpadłam. Mój tata ze śmieszną miną odwrócił się
-Wpadka – zanucił
-Słyszeliśmy jak byłaś u ordynatora – powiedział pan Jerry a ja kiwnęłam głową
-To bardzo szlachetne z twojej i pana strony . Nie mamy funduszy by zapewnić córce leczenie. Obiecujemy , że oddamy – zapewniła jej matka a mój ojciec podniósł dłoń tak jak by chciał przybić komuś piątkę.
-Córka zapłaciła ze swojego konta , ja musiałem tylko zatwierdzić. Nie znam Emily ale wiem że dziewczynki się przyjaźnią a skoro tak jest nie chcę by coś złego stało się jej przyjaciołom – powiedział mój tata a ja się uśmiechnęłam
-Bardzo proszę państwa o to by nikt nie dowiedział się o mojej prawdziwej tożsamości. Pracowałam na normalne życie przez długi czas  i…
-Spokojnie nikt się nie dowie . Nawet Emily . Będzie ona jutro przewieziona na Florydę do szpitala gdzie będzie leczona. Boże , nie wiem już jak mamy dziękować – oczy pani Margaret zaszkliły się.
-Teraz pozostaje nam się modlić o zdrowie Em – powiedziałam i pożegnałam się z państwem.
Godzinę później leżałam w łóżku modląc się o zdrowie dla mojej przyjaciółki.


Sam rozdział ma 2 990 wyrazów czyli 5 stron A4 w Wordzie . Jestem z tego dumna. Cieszę się również że znalazły się osoby , które czytają mojego nowego bloga. Mam nadzieję , że zaskoczyłam przebiegiem akcji.

Zapraszam na www.bright--lights.blogspot.com czyli different-things pod nowym adresem .

Xoxo WerkQ